BLOGowe przemyślenia...

Wiecie co... strasznie zaniedbałam tego bloga. Uświadomiłam to sobie (a właściwie przyznałam  sama przed sobą) dzisiaj, relaksując się (i zbierając myśli) w chlorowanym kimacie wrocławskiego aqua parku.
Blog ma już 3 lata...Posty pojawiają się nieregularnie (nie licząc okresów sesji itp., kiedy kompletnie brakuje mi czasu- to mogę usprawiedliwić). Niby robię to dla siebie, nikt mnie do tego nie zmusza, nie narzuca częstotliwości pisania. No ale...
Być może założyłam go w nieodpowiednim momencie. Mam wrażenie, że nie jest to moje miejsce. Oczywiście nie zawsze tak było. Pisanie każdego postu sprawia mi ogromną radość, zwłaszcza gdy widzę odzew z Waszej strony.
To się nazywa kryzys, czy mi się wydaje...
Zaczęło mi to przeszkadzać, zwłaszcza, że studiuję nic innego jak branding. Tak więc wiem, jak powinno się kreować wizerunek, żeby wyróżniał się z "tłumu", był "czymś wyjątkowym". A tu... już sama nazwa to totalny przypadek (jakieś nawiązanie do czegoś/). Analizując przypadki, kiedy potrzebny jest rebranding, doszłam do wniosku, że mój blog z całą pewnością spełnia wszystkie kryteria.
Tak więc chyba CZAS NA ZMIANY...
Jednak bardzo ważne jest dla mnie Wasze zdanie i wsparcie.
Co myślicie o całkowitej zmianie bloga/rozpoczęciu wszystkiego od nowa? Może któraś z Was (a wiem, że niejedna:) ) wprowadzała niedawno zmiany i chciałaby podzielić się swoim doświadczeniem:)

Buziaki
Astoria


Kosmetyczne nowości na rozpoczęcie 2015

Witajcie po raz pierwszy w 2015 roku:)
Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej daty, bo wszędzie, gdzie tylko mogę piszę 2014...
Wspominałam Wam ostatnio (niejednokrotnie z resztą), że moje kosmetyczne zapasy przekraczają już dopuszczalne normy, co za tym idzie nie kupuję NIC (no oczywiście poza rzeczami niezbędnymi, takimi jak pomadka Carmex czy lakier Wibo Glamour :D). Ale co innego, jak kosmetyki SAME do nas przyjeżdżają:)
Kolejna porcja DMowych dobroci dodarła do mnie za sprawą mojej Mamy (tym razem nie przekazywałam żadnej listy życzeń. Na prawdę :D)
I w taki oto sposób moje zapasy powiększyły się o:


Zapas mojego ulubionego zestawu do włosów- Balea Professional. Pisałam już o nich TUTAJ i TUTAJ.  Uwielbiam:)



I trzy inne szampony Balea. Truskawkowy z tej serii bardzo lubię, więc mam nadzieję, że te sprawdzą się podobnie


Nie mogło zabraknąć również przepięknie pachnących żeli pod prysznic Balea (mam ich już chyba z 20:)). Uwielbiam je przede wszystkim za zapach:)


Kremy do rąk Balea i Hand San to dla mnie nowość.
Wszystkie okazały się strzałem w dziesiątkę:) Nawilżają bardzo dobrze, a dodatkowo pięknie pachną (no ba!:)). 


O balsamie do ciała Balea Hawaii Pineapple pisałam jakiś czas temu TUTAJ. Tym razem trafiły do mnie dwa smarowidła z limitowanych edycji. Pierwszy z nich to pięknie pachnący lotion z połyskującymi drobinkami Golden Shine (idealnie sprawdził się w sylwestrową noc:)). Drugi to popularny w blogosferze, naładowany owocami Mango Mambo. Brązujący krem do twarzy to bardziej kosmetyczny gadżet (nie wiadomo, kiedy może się przydać. Lepiej mieć pod ręką:)) niż niezbędnik. Oczywiście sprawdziłam go już:) Dobrze się rozprowadza, przez co łatwiej uniknąć smug.
A to mój ostatni ulubieniec. Przepiękny, piaskowy, BŁYSZCZĄCY lakier z szafy Wibo- numer 5. Jeszcze niedawno nie przepadałam za takimi błyskotkami. Teraz mogłabym cały czas nosić je na pazurkach:)
...................................................................
A jak rozpoczął się Wasz rok?
Macie jakieś postanowienia noworoczne czy raczej ich nie robicie (tak jak ja)?

Buziaki:)
Astoria

Listopadowe nowości...w grudniu...

Po pięciogodzinnym pieczeniu ciasteczek postanowiłam zabrać się za ten post (chyba jako ostatnia w blogosferze).
A więc, gwoli przypomnienia...Listopad upłyną pod hasłami "1+1 gratis", "-40% na kosmetyki do makijażu" i takie tam.
Ja, jako że moje zapasy kosmetyków są bardzo liczne i postanowiłam, że TRZEBA to wszystko w końcu zużyć postanowiłam skorzystać tylko i wyłącznie z promocji Rossamanna. Chociaż, przyznam szczerze, że gdybym nie miała dostępu do kosmetyków "z szuflady" albo jak kto woli "z dostawy", nie wiem, czy zdecydowałabym się na cokolwiek (ale nie zamierzam rozwodzić się na temat zachowania tych, którzy muszą otworzyć wszystko co w zasięgu ich ręki, przetestować (udając że nie widzą testerów), powąchać, spróbować, obmacać. A wszystko po to, żeby wyjść z pełnym makeupem.
Wracając do moich zakupów....


Co prawda promocja nie obejmowałam serum Long4Lashes, ale nie mogłam dłużej walczyć z pokusą:) Poza tym wybrałam podkład Manhattan, który znam bardzo dobrze. Tym razem wybrałam jaśniejszy odcień-32 classic ivory. Do kompletu puder, którego zakup miałam w planach od bardzo dawna. Niestety okazało się, ze strasznie mnie zapycha i praktycznie po każdym użyciu na twarzy pojawia się jakaś "niespodzianka". Lakier o wdzięcznej nazwie Carmel Cupcake- wdzięczny nudziak. I paletka Lovely. O dziwo bardzo dobra i o przyzwoitej pigmentacji. I co najważniejsze-wszystko moje kolory!:)


 Jakiś czas temu w moje łapki wpadły również 3 lakiery Essence. Dwa pierwsze są świetne i bardzo często goszczą na moich pazurkach, jako dodatek.
 Oprócz nich, kupiłam również piasek Wibo z kolekcji Wow Glamour Sand numer 5. Ale nie załapał się na zdjęcie...
......................................................................................
Na dzisiaj to tyle.
Jak Wam idą przygotowanie do świąt?:) Prezenty kupione, zakupy zrobione?:)

Balea Professional- regenerująca odżywka z olejkiem arganowym

Dzisiaj przyszła pora na drugą połówkę cudownego zestawu Oil Repair- odżywkę.


O szamponie pisałam w ostatnim poście. Kto nie widział, zapraszam:)


Odżywka, podobnie jak szampon przeznaczona jest do włosów suchych, zniszczonych. Moje, średnioporowate (z tendencją do wysokoporowatych) włosy potrzebują produktów, które przede wszystkim nawilżą je, dodadzą blasku, wygładzą (czy to tak dużo?:))
Oil Repair używam głównie w duecie z szamponem z tej serii, chociaż oba produkty równie dobrze spisują się w zestawieniu z innymi produktami.

W porównaniu z szamponem, który ma dość zwartą konsystencję, odżywka jest zdecydowanie rzadsza. Opakowanie identyczne, jak w pierwszym przypadku. Tubka z miękkiego plastiku. Zdarza się, że nałożę jej troszkę za dużo, jednak nie zauważyłam, żeby miało to negatywny wpływ na wygląd moich włosów. Mimo to jej wydajność oceniam bardzo wysoko.

Zapach równie piękny, kokosowo-waniliowo-kakaowo-budyniowy:)
W składzie nie znajdziemy parabenów,  silikownów ani sztucznych barwników. Mamy za to olej arganowy (dość wysoko w składzie!), gliceryna, pantenol i emolienty.


Odżywkę zazwyczaj trzymam na wilgotnych, umytych włosach ok. 3-5 minut.
Po spłukaniu, włosy bardzo dobrze się rozczesują (używam Tanglee Teezer), a jak pachną:)
(Uwaga! Dalej będzie bardzo banalnie. Same superlatywy!:))
 Włosy po użyciu odżywki są gładkie, błyszczące, sypkie. Wyglądają na odżywione, świetnie się układają. Nie obciąża ich, mimo, że często nakładam ją na całą długość. Włosy nie są "oklapnięte" u nasady, nie wyglądają ciężko. Nie zauważyłam zmniejszenia łamliwości kosmyków, ale nie niespecjalnie na to liczyłam.

Jak dla mnie, Oil Repair to zestaw idealny, który na stałe zagości w mojej łazience (zapas już do mnie jedzie:)). 
Aaa...właśnie. Oprócz szamponu i odżywki, w serii Oil znajdziemy jeszcze olejek, który również mam. A więc możecie spodziewać się pachnącej serii ciąg dalszy:)
...............................................................................................................
Ale najpierw (jak tylko pogoda pozwoli mi na zrobienie w miarę przyzwoitych zdjęć), będzie haul z Rossmann'owej promocji 1+1. Oj...zaszalałam:)

Trzymajcie się cieplutko ...
...i pamiętajcie o szalikach i rękawiczka, bo zima jest już jedną nogą u nas:):*

Balea Professional- regenerujcy szampon z olejkiem arganowym

Post miał pojawić się wczoraj, ale zachciało mi się innowacji...
Do tej pory, do obróbki zdjęć używałam mało wyszukanego programu PhotoFiltre. Wczoraj, po małym rozeznaniu, pobrałam PhotoScape. I przepadłam...Owoc mojej "pracy twórczej" możecie zobaczyć poniżej (no dobra. Wiem, że przesadziłam, ale zdjęcia były zrobione w złym świetle:) ). Jeśli chodzi o sam program, to myślę, że polubimy się. Jest zdecydowanie bardziej intuicyjny od używanego przeze mnie do tej pory PhotoFiltre.
...................................................................................................

Dziś chciałam podzielić się z Wami opinią o zestawie, bez którego nie wyobrażam sobie mojej aktualnej pielęgnacji włosów. Są to kosmetyki przeznaczone do włosów suchych i zniszczonych z serii Balea Professional. Rzadko zdarza się, żeby szampon z odżywką tworzyły tak zgrany duet. Ba! Nieczęsto udaje mi się trafić na jakikolwiek produkt, po którym moje średnioporowate (bardziej w stronę wysokoporowatych- niestety) włosy wyglądałyby tak, jak po użyciu tego zastawu.


 Na początek- szampon.


Odkąd zaczęłam świadomie dbać o włosy, bardzo zwracam uwagę na skład. W tym przypadku moją uwagę przykuł dodatek oleju arganowego i oczywiście brak silikonów. Do tej pory wydawało mi się, że moim włosom silikony nie przeszkadzają, dopóki nie zaobserwowałam, jak zachowują się po użyciu kosmetyków bez nich.

Według producenta szampon ma nawilżyć oraz zregenerować suche i zniszczone włosy. Ponadto ułatwić rozczesywanie oraz chronić przed uszkodzeniami.

Kosmetyk zamknięty jest w wygodną w użyciu tubkę z miękkiego plastiku.
Jego konsystencja jest dość gęsta, zwarta, dzięki czemu szampon jest bardzo wydajny.
Zapach jest bardzo przyjemny. Słodki, ale nie mdły. Lekko kokosowy. Z odrobiną wanilii:) Przypomina mi mleczną czekoladę (zapewne przez olejek arganowy) albo budyń czekoladowy (<3). Uwielbiam kosmetyki, które "pachną". W tym przypadku jestem w 100% usatysfakcjonowana:)

Jeśli chodzi o działanie...
Tak, jak wspomniałam na wstępie, dawno nie miałam okazji używać kosmetyku, który ma tak zbawienny wpływ na moje włosy.
Po pierwsze (i najważniejsze) szampon bardzo dobrze myje. Świetnie się pieni, przy niewielkiej ilości płynu. Bez zarzutów radzi sobie ze zmywaniem olejów (w moim przypadku olejku babydream, kokosowego i migdałowego).
Nigdy nie oczekuje od szamponu cudów. Nie liczę na to, że "zmniejszy ilość rozdwojonych końcówek" czy "zregeneruje już zniszczone kosmyki". No prooszę...Przecież to nie jest klej ;)
Ale lubię, gdy kosmetyk sprawi, że moje włosy wyglądają zdrowo. I tak właśnie jest w tym przypadku.
Po umyci Oil Repair, moje włosy są lśniące, sypkie, miękkie w dotyku. Są widocznie odżywione, nawilżone. Szampon nie obciąża włosów, nie plącze ich. Co prawda zazwyczaj używam go razem z odżywką, co dodatkowo ułatwia rozczesywanie, ale bez niej również nie ma z tym problemów.

Jak same widzicie-minusów brak:) Szampon na pewno przez dłuższy czas będzie stałym goście na mojej półce.
A dodatkowo kosztuje grosze. W DMie kupiłam go za ok. 1,50 euro. Dostępny jest również w sklepach internetowych i allegro. Cena niestety jest nieco wyższa (ok. 10 zł za 250 ml), ale mogę zapewnić Was, że na prawdę warto:) Poza tym i tak jest porównywalna z szamponami drogeryjnymi.

Odżywce poświęcę osobny post. Tak więc, jeśli jesteście ciekawe czy warto inwestować w zestaw, zapraszam wkrótce:)
..........................................................................................
Znacie kosmetyki z serii Oil Repair? Dajcie znać czy Wasze włosy pokochały je tak, jak moje:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...