Projekt DENKO-styczeń


Tak ,tak. W końcu mi się udało. Przez cały miesiąc skrupulatnie odkładałam wszystkie puste opakowania. No może kilka saszetek po maseczkach wylądowało w koszu, bo się zapomniałam:) Ale jest. Pierwszy projekt denko na moim blogu. W tym miesiącu udało mi się zużyć kilka kosmetyków, które od dawna zalegały w mojej łazience. To do dzieła!:)

MAKIJAŻ:

















1. Podkład ujędrniający Giordani Gold Oriflame (odcień- natural beige)- Mój niezastąpiony (jak na razie przynajmniej). Uwielbiam go głównie za to, że idealnie dopasowuje się do skóry, ma idealną konsystencję, ładnie kryje wszelkie niedoskonałości. Za opakowanie, zapach, i tak mogłabym wymieniać jeszcze bardzo długo:) Pisałam o nim TUTAJ 
2. Tusz do rzęs VeryMe Oriflame- Fajny tusz za bardzo przystępną cenę. Zazwyczaj kosztuje ok. 12 zł. Świetnie pogrubia rzęsy, wydłuża je. Jednak do szczoteczki trzeba się przyzwyczaić. Jest dość gruba, ale o tym innym razem:)
3. Tusz do rzęs Wonder lash Intense Oriflame-  Tak, tak. Wiem, że niejednokrotnie pisałam o nim, zarówno na blogu, jak i w komentarzach. Co prawda nie doczekał się jeszcze osobnego postu, ale to na pewno się zmieni. Mój faworyt wśród tuszy do rzęs. Idealnie wydłuża, lekko pogrubia i nadaje mega czarnego odcienia rzęsom. Kocham!!

 
ŻELE POD PRYSZNIC: 
 












1. Discover Marrakech Oriflame- Bardzo aromatyczny, zapach utrzymuje się na ciele przez długi czas. Polubiłam go:) 
2. Palmolive Ayurituel energy. Zapach również bardzo aromatyczny, jednak słodszy. Bardziej przypadł mi do gustu niż poprzednik.
3. Próbka Original Source Chocolate&Orange-  Zapach bardzo słodki. Kojarzy mi się z czekoladkami:) Mi się podoba;)



  PIELĘGNACJA TWARZY:













1. Żel do mycia twarzy Pure skin Oriflame- Żel, jak żel. Nie podrażnia, nie uczula, ale nie zauważyłam po nim żadnego, większego efektu oczyszczenia. Na dodatek intensywnie "pachnie" alkoholem. Nie polubiłam go i cieszę się, że większa część wylała się w mojej walizce podczas podróży.
2. Mleczko ogórkowe do demaijażu Ziaja- No tutaj to ja mogę popisać:) Bardzo lubię to mleczka i na pewno niejednokrotnie będę do niego wracała. 
3. 2w1 Aktywny żel-peeling myjący Under Twenty. Myjący, bo myjący. I wysuszający. nie fajnie. W roli peelingu nie sprawdził się za dobrze. Prawie w ogóle nie złuszcza i, powtarzam, wysusza skórę. Nie, nie i jeszcze raz nie.


BALSAMY, KREMY: 
 












1.Nawilżający balsam do ciała Milk&Honey Oriflame- Bardzo go lubię i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Świetnie nawilża, szybko się wchłania. I do tego zapach...
2. Balsam do ciała Nature secret Oriflame- Połączenie lawendy i figi tworzy wspaniałą kompozycję zapachową. Ale to chyba jego jedyna zaleta. Bardzo gęsta konsystencja sprawia, że aplikacja jest bardzo trudna i czasochłonna. Nawilżanie? No jakieś tam jest, ale szału nie robi.
3. Krem do rąk Nature secret Oriflame- Pisałam o nim TUTAJ Niezbyt dobrze nawilża. Pozostawia jedynie dziwny efekt, jakby otoczki, którego nie lubię. 
4. Kremik uniwersalny w wersji waniliowej Oriflame-czyli tzw. miodzik:) Chyba nie muszę dużo pisać:) Bardzo fajnie nawilża, nie tylko usta. Radzi sobie nawet z bardzo suchą skórą. Super;)
5. Krem do rąk Lisolette Wattkins  Oriflame- Nie! Nakładając go na jakiekolwiek zadrapania narażamy się na ogromne pieczenie. Nie nawilża. Jest mocno perfumowany co dla jednych jest plusem, dla innych minusem. Mi zapach ten podobała się, ale nie na tyle, żeby do niego powrócić.


INNE: 
 












 1. Zmywacz do paznokci- kupiłam go przypadkowo, bo był mi potrzebny, a w sklepiku na wiosce u mojej babci nie mieli innych. Zmywacz jak zmywacz. Trochę wysusza płytkę, więc raczej będę go omijała.
2.szampon do włosów Pantene Pro-v większa objętość- Aha. Jeśli to się nazywa większa objętość to ja bardzo dziękuję. Moje włosy bardzo się po nimpuszyły, w ogóle nie układały.
3. Pasta do zębów Elmex- Bardzo ją lubię i często po nią sięgam. 
4. Dezodorant antyperspiracyjny  waniliowy Balea- Bardzo ciekawy dla tego typu kosmetyków zapach:) Coś innego, a przy tym idealnie spełnia swoje zadanie.

A jak Wasze zużycie w tym miesiącu? Może macie nowych ulubieńców, bez których nie wyobrażacie sobie już funkcjonowania?:)

Pojedynek gigantów w pielęgnacji ust

Jak dla mnie w ostatnim czasie tymi "gigantami" są: różowa Bebe oraz milk & honey Pure & Natural Nivea. To do dzieła!;):

KONSYSTENCJA:
Pod tym względem pomadki  znacząco się od siebie różnią. Bebe jest dość "twarda", używanie jej na zewnątrz, gdzie temperatura powietrza jest bardzo niska jest dość trudne. Podobne jak Nivea, jednak ta pod wpływem ciepła staje się bardzo miękka, co też nie jest zbyt dobre. Jednak to jej przyznaje punkt w tej rozgrywce.
1 pkt dla Nivea 

KOLOR: 
W przypadku obu jest uroczy:) Bebe- słodko różowy, Nivea-żółciutki:) Na ustach obie są niezauważalne, leciutko je nabłyszczają. Więc:
Po 1 pkt dla obu


ZAPACH (i smak :D):
Zacznę od bebe, bo zakochałam się w jej delikatnym, słodko-cukierkowym zapachu:) Cudowny:) Nivea natomiast ma bardzo specyficzny dla kosmetyków mleczno-miodowych, mleczno-miodowy zapach. No tak, nic w tym dziwnego...:) A smak? Bebe wygrywa!:)
1 pkt dla Bebe

TRWAŁOŚĆ:
Co tu dużo mówić. Bebe w tej kwestii jest niepokonana.
1 pkt dla Bebe

OPAKOWANIE:
Tu z żadną nie ma problemów. Nie otwierają się, "pokrętełko" działa jak należy. Obie też są wstrząsoodporne. Tak, tak. Sprawdziłam to:)
Po 1 pkt dla obu

WYDAJNOŚĆ:
Zimą jestem uzależniona od pomadek do ust. Używam ich baaardzo często. W tej kategorii, moim zdaniem, wygrywa Bebe. Jednak zdecydowanie jest to kwestia konsystencji. Nivea jest bardziej miękka, przez co nakłada się jej zdecydowanie więcej. Jednak, mimo to:
1 pkt dla Bebe

NAWILŻENIE I OCHRONA:
Obie pomadki spisują się znakomicie. Dlatego tak je uwielbiam:) Moje usta zawsze były popękane, suche. Tej zimy w ogóle nie mam z nimi problemów. A to wszystko dzięki tym małym cudeńkom:)
Pomadki nie uczulają (przynajmniej nie  spotkałam się z osobą, które by uczuliły), nakładając je na popękane usta, nie pieką.
 Po 1 pkt dla obu


CENA I DOSTĘPNOŚĆ:
Z tegoż względu, że Bebe kupiłam w Niemczech, nie mogę zbyt porównywać ich w tej kategorii. Jednak z tą wersją nie spotkałam się w Polsce. Cena -0,50€. Ze znalezieniem Nivea nie ma problemu. Można ją kupić w niemalże każdej drogerii. Cena- ok. 6-7 zł. Nie będę przyznawała punktów, ponieważ pod względem cenowym zdecydowanie wygrywa Bebe, natomiast pod względem dostępności- Nivea.

Jak widać, w porównaniu tych dwóch pomadek, zdecydowanie wygrała Bebe jednak na co dzień uwielbiam jedną i drugą.

Oprócz nich używam jeszcze miodzików Oriflame. Świetnie nawilżają, są bardzo wydajne, można stosować je również na
łokcie, dłonie, pięty. Do tej pory Oriflame zaproponowało nam kilka wersji tego legendarnego kremiku: bezzapachowy, czekoladowy, waniliowy, karmelowy, wiśniowy, migdałowy. Dla każdego coś miłego:) Nie zapomniałam o żadnym?:) W tej chwili posiadam wiśniowy i migdałowy.

 A jakie są Wasze typy? Lubicie Bebe i Nivea czy może wolicie inne?:)


A na koniec szybki TAG. Zostałam nominowana przez melę oraz panią domu. Dziękuję Kochane:*

Zasady:
  • podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
  • nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów




1. Gdy byłam mała chciałam zostać weterynarzem. Jednak, jak dowiedziałam się, że praca ta nie polega tylko na głaskaniu piesków i kotków, zrezygnowałam:)
2.  W chwili obecnej planuję studiować germanistykę. Tak, tak. Należę do tej mniejszej części społeczeństwa, która lubi ten język:)
3. Uwielbiam kawę i wszystko, co z nią związane!:) Kocham latte, cappuccino itp. Nie przepadam jednak za kawą "parzoną".
4. Nie lubię, jak ktoś się spóźnia. Sama zawsze jestem "minutkę" przed czasem, staram się szanować czas innych i tego samego wymagam.
5. Moje serce należy do:
 Gai i Fifi. Kotek rasy Maine Coon:)
6. Jestem bardzo niecierpliwa. Przynajmniej wiem, że zawód nauczyciela nie jest dla mnie.
7. Przy wyborze kosmetyków pielęgnacyjnych dużą uwagę zwracam na zapach i wygląd kosmetyku.
Nominuję:
*http://chabroweoczyani.blogspot.com
*http://sauria80world.blogspot.com/
*http://chocolate-gossipgirl.blogspot.com/
*http://exclusive1mln.blogspot.com
*http://frozenmalibu.blogspot.com
*http://justynasinspirations.blogspot.com/
Do zabawy zapraszam WSZYSTKICH CHĘTNYCH:)

Słodki kokos z bananem...

Dziś bez zbędnych opowieści, ponieważ cała moja energia oraz "wizja twórcza" zostały na dzień dzisiejszy wyczerpane. Dlaczego? Wszystko przez prezentacje maturalną, która w ostatnich dniach nie daje mi o sobie zapomnieć:( Co prawda mam jeszcze troszkę czasu, ale nie lubię zostawiać nic na ostatnią chwilą, a poza tym FERIE CHCĘ mieć WOLNE:)
A dzisiaj mam dla Was drugą część słodkiej uczty:) Ale nic z tych rzeczy. Ciasteczek nie będzie:) Będzie za to kokosowo-bananowy zestaw Sweet Secret firmy Farmona, który otrzymałam w ramach współpracy z firmą Werner i Wspólnicy.
 O balsamie: "Wyjątkowy kosmetyk do pielęgnacji ciała o przyjemnej, jedwabistej konsystencji i urzekającym zapachu został stworzony z myślą o tym, by rozpieszczać zmysły i ciało. Powstał na bazie olejku kokosowego i mleczka bananowego, dzięki czemu skutecznie pielęgnuje skórę, a do tego obłędnie pachnie, na długo pozostawiając egzotyczny zapach słodkich owoców. Regularne stosowanie kokosowego musu do ciała daje uczucie wypielęgnowanej, jedwabiście gładkiej i pachnącej skóry. Bogata receptura doskonale nawilża, odżywia i regeneruje skórę, przywracając jej aksamitną gładkość i delikatność, a wydobyta z wnętrza egzotycznych owoców, słodka kompozycja zapachowa zapewnia energię i witalność oraz wprowadza w doskonały nastrój."













Pierwszą rzeczą o której warto wspomnieć, jest oczywiście...ZAPACH:) Gdy pierwszy raz otworzyłam wieczko żelu poczułam...smak (na prawdę :P) pewnego leku, który "miałam przyjemność" przyjmować kiedyś podczas choroby. Od razu mówię, że nie było to miłe wspomnienie. Jednak przy drugim podejściu, tym razem z balsamem, zapach wydała mi się przyjemny, jakby słodko-kwaśny. Po nałożeniu na ciało jest jeszcze ciekawszy:) Delikatny, owocowo-koktajlowy:) Zupełne przeciwieństwo cynamonowego masła do ciała o którym pisałam ostatnio. Konsystencja jest dość gęsta, jednak nie sprawia wrażenia ciężkiej. Bardzo dobrze rozsmarowuje się oraz wchłania. Cudowne jest to, że zapach utrzymuje się jeszcze długo po aplikacji:) Masełko bardzo dobrze nawilża. Produkt zamknięty jest w 250-cio ml, plastikowym  słoiczku, bardzo wygodnym podczas "nabierania". Masło dostępne jest prawie we wszystkich drogeriach, za ok. 13-14 zł.
Jeśli chodzi o sorbet do mycia ciała. Producent obiecuje :
"Wyjątkowy kosmetyk o delikatnej, jedwabistej konsystencji i urzekającym, egzotycznym zapachu dojrzałych kokosów i bananów został stworzony do codziennej pielęgnacji i mycia ciała, dla osób, które cenią produkty naturalne i lubią pozwalać sobie na chwile przyjemności. Specjalnie opracowana, bogata receptura doskonale myje oraz natłuszcza i wygładza skórę, poprawiając jej kondycję i wygląd. Regularne stosowanie kokosowego sorbetu pod prysznic nie wysusza skóry, doskonale ją nawilża i odżywia, a także na długo pozostawia uczucie świeżości oraz apetycznie słodki, egzotyczny zapach i jedwabiście gładką skórę." 
 
Buteleczka jest bardzo wygodna w dozowaniu, a napisy nie zdzierają się. Konsystencja jest dość płynna, kremowa. Dlaczego sorbet? Nie wiem, ale brzmi zachęcająco:) Dość dobrze się pieni i oczywiście przyjemnie pachnie:) Nie podrażnia skóry, a wręcz bardzo przyjemnie ją otula. Wydaje mi się, że jest to zasługa delikatnej konsystencji. Z dostępnością również nie ma problemów. Cena podobna do masła, ok. 13 zł.
OCENA OGÓLNA- 6/6

 Na dzisiaj to tyle. Jeśli niektóre zdania mojej wypowiedzi wydają Wam się dziwne-bardzo przepraszam. To syndrom pisania prezentacji:) Życzę Wam udanego tygodnia. Województwo dolnośląskie-szykujemy się na ferie:)

Oświadczam, że fakt, iż otrzymałam produkty nieodpłatnie, nie miała żadnego wpływu na obiektywność recenzji.

Zimowy hit, czyli...




cynamonowo-karmelowe masło do ciała firmy Farmona. Uwielbiam zapach cynamonu, więc gdy tylko zobaczyłam je na rossmannowskiej półce, od razu wiedziałam, że je pokocham:) Gdy się nim smaruję, zapach roznosi się po całej łazience:) Cynamon+karmel=pierniczki:) Świetnie sprawdza się w okresie zimowym, ale wydaje mi się, że latem może okazać się za ciężki, zbyt słodki. Z tym problemu raczej nie będzie, bo jak wiemy, firma Farmona oferuje nam całą gamę zapachów. Od owocowych do ciasteczkowych. Mimo to bardzo ubolewam nad tym, że jest to edycja limitowana, więc postanowiłam zaopatrzyć się w mały zapas:)






"Aksamitne masło do ciała o wyjątkowych właściwościach pielęgnacyjnych i przytulnym zapachu rozgrzanego karmelu i świeżo zmielonego cynamonu. Zawiera cenną białą truflę której zapach pobudza zmysły, podnosi atrakcyjność fizyczną i budzi pożądanie. Olej cynamonowy i afrykańskie karite, uzyskiwane z owoców masłosza, zwanego drzewem młodości, przywracają skórze aksamitną gładkość, cudowną miękkość i naturalną zmysłowość."

Masełko zamknięte jest w 250-cio ml, zakręcanym pudełeczku. Z otwieraniem i zamykaniem nie ma żadnych problemów, przez co aplikacja staje się bardzo wygodna. Konsystencja jest gęsta. Przy nabieraniu i rozsmarowywaniu na ciele przypomina masło( w końcu tak właśnie się nazywa :D). Na początku ciężko było mi je rozsmarować, ale tylko przez sekundę. Po chwili, masło pod wpływem ciepła idealnie "poddaje się" zabiegowi. Konsystencja sprawia, że jest dość wydajne. Zapach, oprócz tego, że piękny, bardzo długo utrzymuje się na ciele. No i najważniejsze, czyli nawilżanie. i od razu duży +.  Bardzo dobrze radzi sobie z suchą skórą. Nie wiem, czy tak samo działa na bardzo suchą, ponieważ nie mam takiego problemu. Ale, gdy posmarowałam nim ręce, które od mrozu i detergentów(nienawidzę sprzątać w rękawiczkach)  były wysuszone, od razu poczułam efekt ukojenia i nawilżenia.
OCENA OGÓLNA- 6+/6


Jeśli jeszcze go nie miałyście, nic straconego:) Zima, jak widać za oknem, dopiero się rozkręca:) Więc na nadchodzący tydzień życzę Wam dużo ciepełka:):*


Byłam daleko, ale...

...Wróciłam:) Moim zdaniem, to te święta były stanowczo za krótkie:) Chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie życzenia. Jesteście Kochane:)
W komentarzach prosiłyście mnie o moje wrażenia po świętach spędzonych w Niemczech. Było...inaczej, ale bardzo mi się podobało. Choinka, świąteczne piosenki puszczane w radiu, domy ozdobione kolorowymi lampkami, no i oczywiście Weihnachtsmarkt!:) Coś pięknego:) Ozdoby, świąteczne wypieki, WSZYSTKO! A wieczorem...oczywiście imprezy:) Z grzanym winem:)
A jeśli chodzi o Wigilię. Brakowało mi naszej tradycji, czyli łamania się opłatkiem, sianka pod obrusem, typowych świątecznych potraw. Tam święta to...PREZENTY!! Przede wszystkim! Geschenk- to słowo chyba najczęściej wypowiadane w tym okresie. Musi być ich dużo. Każda rzecz pakowana jest w oddzielny papier, stanowi osobny prezent.
A kolacja... No właśnie. Na przystawkę sałatka z rukoli z krewetkami pokropiona sosem balsamico, na danie główne była zapiekanka z mięsem,cebulą( nie wiem dokładnie co tam jeszcze było) z małymi, smażonymi, jakby kopytkami, a na deser... zapiekane jabłka z masą marcepanową i  cynamonem:) Pycha. I to była cała kolacja. Każdy miała nałożoną na talerz ogromną ilość każdej z potraw. Także nie martwcie się, najadłam się:) I to bardzo:) Menu było oczywiście wymyślone przez panią domu, nie stanowi ono żadnego rodzaju tradycji powtarzanej corocznie. A po kolacji...oczywiście prezenty. Dostałam kilka kosmetycznych smakołyków. Mój ulubiony to...perfuma Miss Dior. Wymarzona, upragniona, PIĘKNA:)


                                           Kokardka wygląda przeuroczo:)
A oprócz tego:
*krem do twarzy Bebe(nie wiedziałąm, że bebe ma kremy do twarzy xD)
*błyszczyk do ust Plum Pleasure (mega słodki, nie wytrzymuje długo na moich ustach:))


A niekosmetyczne prezenty to bransoletki, bluzeczki, breloczki, itp. W mega ilościach.
Pierwszy dzień po świętach to dzień , w którym lepiej nie jechać do miasta, galerii, sklepów. Jest to dzień w którym ludzie wymieniają prezenty. Te nieudane, za małe, za duże. Masakra! Korki, kolejki, szał...:)
Tak właśnie wyglądały moje tegoroczne święta. Baardzo mi się podobało. Dla mnie było to coś innego, ponieważ pierwszy raz spędzałam święta w innym kraju. I to jeszcze w Niemczech. Mogłam podszkolić swój język. A że zamierzam studiować germanistykę...:)
Następny post będzie recenzją bardzo świątecznego kosmetyku:) Domyślacie się jakiego?:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...