Listopadowe nowości...w grudniu...

Po pięciogodzinnym pieczeniu ciasteczek postanowiłam zabrać się za ten post (chyba jako ostatnia w blogosferze).
A więc, gwoli przypomnienia...Listopad upłyną pod hasłami "1+1 gratis", "-40% na kosmetyki do makijażu" i takie tam.
Ja, jako że moje zapasy kosmetyków są bardzo liczne i postanowiłam, że TRZEBA to wszystko w końcu zużyć postanowiłam skorzystać tylko i wyłącznie z promocji Rossamanna. Chociaż, przyznam szczerze, że gdybym nie miała dostępu do kosmetyków "z szuflady" albo jak kto woli "z dostawy", nie wiem, czy zdecydowałabym się na cokolwiek (ale nie zamierzam rozwodzić się na temat zachowania tych, którzy muszą otworzyć wszystko co w zasięgu ich ręki, przetestować (udając że nie widzą testerów), powąchać, spróbować, obmacać. A wszystko po to, żeby wyjść z pełnym makeupem.
Wracając do moich zakupów....


Co prawda promocja nie obejmowałam serum Long4Lashes, ale nie mogłam dłużej walczyć z pokusą:) Poza tym wybrałam podkład Manhattan, który znam bardzo dobrze. Tym razem wybrałam jaśniejszy odcień-32 classic ivory. Do kompletu puder, którego zakup miałam w planach od bardzo dawna. Niestety okazało się, ze strasznie mnie zapycha i praktycznie po każdym użyciu na twarzy pojawia się jakaś "niespodzianka". Lakier o wdzięcznej nazwie Carmel Cupcake- wdzięczny nudziak. I paletka Lovely. O dziwo bardzo dobra i o przyzwoitej pigmentacji. I co najważniejsze-wszystko moje kolory!:)


 Jakiś czas temu w moje łapki wpadły również 3 lakiery Essence. Dwa pierwsze są świetne i bardzo często goszczą na moich pazurkach, jako dodatek.
 Oprócz nich, kupiłam również piasek Wibo z kolekcji Wow Glamour Sand numer 5. Ale nie załapał się na zdjęcie...
......................................................................................
Na dzisiaj to tyle.
Jak Wam idą przygotowanie do świąt?:) Prezenty kupione, zakupy zrobione?:)

Balea Professional- regenerująca odżywka z olejkiem arganowym

Dzisiaj przyszła pora na drugą połówkę cudownego zestawu Oil Repair- odżywkę.


O szamponie pisałam w ostatnim poście. Kto nie widział, zapraszam:)


Odżywka, podobnie jak szampon przeznaczona jest do włosów suchych, zniszczonych. Moje, średnioporowate (z tendencją do wysokoporowatych) włosy potrzebują produktów, które przede wszystkim nawilżą je, dodadzą blasku, wygładzą (czy to tak dużo?:))
Oil Repair używam głównie w duecie z szamponem z tej serii, chociaż oba produkty równie dobrze spisują się w zestawieniu z innymi produktami.

W porównaniu z szamponem, który ma dość zwartą konsystencję, odżywka jest zdecydowanie rzadsza. Opakowanie identyczne, jak w pierwszym przypadku. Tubka z miękkiego plastiku. Zdarza się, że nałożę jej troszkę za dużo, jednak nie zauważyłam, żeby miało to negatywny wpływ na wygląd moich włosów. Mimo to jej wydajność oceniam bardzo wysoko.

Zapach równie piękny, kokosowo-waniliowo-kakaowo-budyniowy:)
W składzie nie znajdziemy parabenów,  silikownów ani sztucznych barwników. Mamy za to olej arganowy (dość wysoko w składzie!), gliceryna, pantenol i emolienty.


Odżywkę zazwyczaj trzymam na wilgotnych, umytych włosach ok. 3-5 minut.
Po spłukaniu, włosy bardzo dobrze się rozczesują (używam Tanglee Teezer), a jak pachną:)
(Uwaga! Dalej będzie bardzo banalnie. Same superlatywy!:))
 Włosy po użyciu odżywki są gładkie, błyszczące, sypkie. Wyglądają na odżywione, świetnie się układają. Nie obciąża ich, mimo, że często nakładam ją na całą długość. Włosy nie są "oklapnięte" u nasady, nie wyglądają ciężko. Nie zauważyłam zmniejszenia łamliwości kosmyków, ale nie niespecjalnie na to liczyłam.

Jak dla mnie, Oil Repair to zestaw idealny, który na stałe zagości w mojej łazience (zapas już do mnie jedzie:)). 
Aaa...właśnie. Oprócz szamponu i odżywki, w serii Oil znajdziemy jeszcze olejek, który również mam. A więc możecie spodziewać się pachnącej serii ciąg dalszy:)
...............................................................................................................
Ale najpierw (jak tylko pogoda pozwoli mi na zrobienie w miarę przyzwoitych zdjęć), będzie haul z Rossmann'owej promocji 1+1. Oj...zaszalałam:)

Trzymajcie się cieplutko ...
...i pamiętajcie o szalikach i rękawiczka, bo zima jest już jedną nogą u nas:):*

Balea Professional- regenerujcy szampon z olejkiem arganowym

Post miał pojawić się wczoraj, ale zachciało mi się innowacji...
Do tej pory, do obróbki zdjęć używałam mało wyszukanego programu PhotoFiltre. Wczoraj, po małym rozeznaniu, pobrałam PhotoScape. I przepadłam...Owoc mojej "pracy twórczej" możecie zobaczyć poniżej (no dobra. Wiem, że przesadziłam, ale zdjęcia były zrobione w złym świetle:) ). Jeśli chodzi o sam program, to myślę, że polubimy się. Jest zdecydowanie bardziej intuicyjny od używanego przeze mnie do tej pory PhotoFiltre.
...................................................................................................

Dziś chciałam podzielić się z Wami opinią o zestawie, bez którego nie wyobrażam sobie mojej aktualnej pielęgnacji włosów. Są to kosmetyki przeznaczone do włosów suchych i zniszczonych z serii Balea Professional. Rzadko zdarza się, żeby szampon z odżywką tworzyły tak zgrany duet. Ba! Nieczęsto udaje mi się trafić na jakikolwiek produkt, po którym moje średnioporowate (bardziej w stronę wysokoporowatych- niestety) włosy wyglądałyby tak, jak po użyciu tego zastawu.


 Na początek- szampon.


Odkąd zaczęłam świadomie dbać o włosy, bardzo zwracam uwagę na skład. W tym przypadku moją uwagę przykuł dodatek oleju arganowego i oczywiście brak silikonów. Do tej pory wydawało mi się, że moim włosom silikony nie przeszkadzają, dopóki nie zaobserwowałam, jak zachowują się po użyciu kosmetyków bez nich.

Według producenta szampon ma nawilżyć oraz zregenerować suche i zniszczone włosy. Ponadto ułatwić rozczesywanie oraz chronić przed uszkodzeniami.

Kosmetyk zamknięty jest w wygodną w użyciu tubkę z miękkiego plastiku.
Jego konsystencja jest dość gęsta, zwarta, dzięki czemu szampon jest bardzo wydajny.
Zapach jest bardzo przyjemny. Słodki, ale nie mdły. Lekko kokosowy. Z odrobiną wanilii:) Przypomina mi mleczną czekoladę (zapewne przez olejek arganowy) albo budyń czekoladowy (<3). Uwielbiam kosmetyki, które "pachną". W tym przypadku jestem w 100% usatysfakcjonowana:)

Jeśli chodzi o działanie...
Tak, jak wspomniałam na wstępie, dawno nie miałam okazji używać kosmetyku, który ma tak zbawienny wpływ na moje włosy.
Po pierwsze (i najważniejsze) szampon bardzo dobrze myje. Świetnie się pieni, przy niewielkiej ilości płynu. Bez zarzutów radzi sobie ze zmywaniem olejów (w moim przypadku olejku babydream, kokosowego i migdałowego).
Nigdy nie oczekuje od szamponu cudów. Nie liczę na to, że "zmniejszy ilość rozdwojonych końcówek" czy "zregeneruje już zniszczone kosmyki". No prooszę...Przecież to nie jest klej ;)
Ale lubię, gdy kosmetyk sprawi, że moje włosy wyglądają zdrowo. I tak właśnie jest w tym przypadku.
Po umyci Oil Repair, moje włosy są lśniące, sypkie, miękkie w dotyku. Są widocznie odżywione, nawilżone. Szampon nie obciąża włosów, nie plącze ich. Co prawda zazwyczaj używam go razem z odżywką, co dodatkowo ułatwia rozczesywanie, ale bez niej również nie ma z tym problemów.

Jak same widzicie-minusów brak:) Szampon na pewno przez dłuższy czas będzie stałym goście na mojej półce.
A dodatkowo kosztuje grosze. W DMie kupiłam go za ok. 1,50 euro. Dostępny jest również w sklepach internetowych i allegro. Cena niestety jest nieco wyższa (ok. 10 zł za 250 ml), ale mogę zapewnić Was, że na prawdę warto:) Poza tym i tak jest porównywalna z szamponami drogeryjnymi.

Odżywce poświęcę osobny post. Tak więc, jeśli jesteście ciekawe czy warto inwestować w zestaw, zapraszam wkrótce:)
..........................................................................................
Znacie kosmetyki z serii Oil Repair? Dajcie znać czy Wasze włosy pokochały je tak, jak moje:)

Nowości (vol.3)...

Jakiś czas byłam odcięta od internetu, stąd moja nieobecność. Ale już jestem:) Z masą zaległości:)
Dzisiaj krótko, ale obiecuję, że następny post będzie bardziej konkretny:)
A na razie pokażę Wam kolejny zestaw (wygrana z pracy:)). Tym razem z Dove. Powiem Wam, że moje zapasy kosmetyków powoli nie mają gdzie mieszkać (szczególnie po ostatniej dostawie z DMu):)



DMowe nowości:)

Mikołaj we wrześniu? Prawie:)
Jakiś czas temu wspominałam Wam o tym, że dzięki mojej Mamie mam dostęp do kosmetyków DMu. Kilka rzeczy wpadło mi w oko, więc przekazałam Jej moją małą listę.
Na prawdę była mała:) Dlatego wyobraźcie sobie moją euforię, gdy zobaczyłam to wszystko:)
Zapraszam do oglądania:) Dodam, że na zdjęciach umknęło mi kilka rzeczy:)


Na początek słynne żele pod prysznic. Melon Tango i Carambola Lambada od razu stały się moimi faworytami. A mandarynkowy peeling, oprócz genialnego zapachu, okazał się genialnym zdzierakiem:)



Włosy:) Czyli moja mała obsesja w ostatnim czasie:) Na mojej liście był tylko truskawkowy szampon oraz seria do brązowych włosów (jak ona genialnie pachnie!!!:) ). Pozostałe szampony i maska Alverde czekają na swoją kolej



 
Znalazło się również coś do pielęgnacji twarzy. Seria "niebieska" to świetny, bardzo delikatny tonik, żel do mycia i najlepszy jaki ostatnio miałam okazję używać peeling. I seria "żółta", czyli mleczko i delikatny krem peelingujący.


Maseczki:) Moja ulubiona peel of, odżywcza miód i mleko i maska nawilżająca.


Jest też coś dla stóp:) Masełko Alverde i peeling Balea. I powiem Wam, że jeszcze nigdy nie miałam tak świetnego peelingu:) Jest po prostu genialny. Moja mama znalazła jego recenzję na jednym z blogów i od razu kupiła:)   


 

A tutaj mamy przykład na to, że kobieta zmienną jest:) Jeszcze do niedawna nie wyobrażałam sobie mocno pomalowanych ust, a teraz proszę:) Przepiękna fuksja, niezwykle trwała. Dostałam również serum do rzęs Alverde. Od pewnego czasu chodzi za mną serum Long 4 Lashes, ale najpierw dam szansę temu:)



A tutaj moje skromne zakupy:) Właśnie od Tinta Maybelline zaczęła się moja miłość do intensywnych kolorków na ustach. Olej kokosowy kupiłam oczywiście z myślą o włosach:) Zobaczymy, czy moje go polubią:)
 ..................................................................................
A może Wy macie jakieś niezawodne kosmetyki do włosów:) Chwalcie się:)
Buziaki
Astoria:)

Projekt denko inaczej...


W ostatnim "projekcie denko" wspominałam Wam o tym, że choć co miesiąc postanawiam sobie, że raz na zawszę zakończę tą serię na blogu to tak samo, co miesiąc odruchowo odkładam zużyte opakowania na bok. Bardzo lubię tego typu posty na Waszych blogach, ale sama nie lubię ich tworzyć:)
Trafiłam ostatnio post Networkerki i doszłam do pewnych wniosków...
A więc, tak jak pisze Networkerka, "projekt denko: jest po to, aby zmobilizować się do zużycia zapasów kosmetyków, nie gromadzić ich i oczywiście powstrzymać swój zakupoholizm (hmmm...chyba jednak nieee :D).
Ale czy w moim przypadku ma to sens? Uwielbiam kosmetyki (z resztą jak chyba każda z Was :D). Lubię mieć kilka różnych balsamów czy kremów do rąk. I jeśli "zmuszę się" do szybszego zużycia któregoś z nich to z pewnością za kilka dni jego miejsce zajmie kolejny. Oczywiście bez przesady. Nie jestem też sroką i nie muszę mieć wszystkiego. Bardzo często, gdy dochodzę do wniosku, że kolejne opakowanie nie jest mi potrzebne, po prostu oddaje je komuś:) No i umówmy się, jeden tusz do rzęs w zupełności mi wystarcza (no dobra, mam drugi w zapasie :D). 
Oczywiście zdarzają się sytuację, gdy muszę zmotywować się do zużycia produktu, którego resztki zalegają w łazience (na przykład peeling Swedisch Spa który pojawił się w ostatnim projekcie. Całkiem o nim zapomniałam, bo jego miejsce zajęły inne zdzieraki, a jego ogromne pudełko niepotrzebnie zajmowało bardzo dużo miejsca:) ). Ale, gdy już go zużyłam, to dlaczego nie wyrzuciłam pudła od razu? No właśnie:) I tutaj mam kolejny argument przeciwko "projektowi denko". Nie lubię gromadzić zbędnych rzeczy (no oczywiście poza kosmetykami:). A puste pudełka po kosmetykach bardzo mi przeszkadzały. Przerzucałam je tylko z kąta w kąt i nie mogłam doczekać się chwili, gdy będę mogła je wyrzucić. A że (no nie oszukujmy się) w jednym miesiącu zużywa się więcej kosmetyków, w innym mniej, więc czasami musiały czekać dwa miesiące, aż uzbierało się ich trochę więcej. Nieee. To nie dla mnie!:)
Tak więc oficjalnie oświadczam, że KONIEC Z PROJEKTEM DENKO NA MOIM BLOGU!!:)

Lipcowe śmieci

Co miesiąc obiecuje sobie, że nie będę zbierała pustych opakowań po to, żeby później cyknąć im kilka fotek i umieścić na blogu. I tak samo, co miesiąc (odruchowo) każde opróżnione pudełko ląduje w szafce. A poza tym, ostatnio wzięłam się za porządki w kosmetykach (i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego ILE JA TEGO MAM!!).  Efekty widać głównie w lakierach do paznokci (szczegóły niżej:)), bo pozostałych niekochanych produktów nie miałam siły fotografować i od razu wylądowały w koszu.
A więc, jak już są, to coś trzeba z nimi zrobić. Zapraszam na lipcowy projekt denko:)


WŁOSY:






















1. Aussie 3 minutowa odżywka- taki średniak. Nie zauważyłam jakiegoś specjalnego odżywienia, ale jako produkt "na co dzień" sprawdza się dobrze. Włosy są po niej błyszczące, dobrze się rozczesują. W kosmetyczce czekają jeszcze trzy 75 ml miniaturki, po które chętnie sięgnę:)
2. Garnier Ultra Doux olejek z awokado i karite- jedna z moich ulubionych drogeryjnych odżywek. Moje włosy są po niej gładkie, wręcz "lejące" (mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi:)). Pięknie się błyszczą i świetnie układają. Na pewno kupię kolejne opakowanie, ale na razie jej miejsce zajmuje 2-minutowa odżywka z Balea o której wspomnę niedługo:)

LAKIERY DO PAZNOKCI:

1. Giordani Gold Oriflame- jeden z nielicznych lakierów, które zużyłam do końca:) Przepiękny, cukierkowy róż. Z tego co się orientuję, była to edycja limitowana. A szkoda.
2. Essence- tadam!!:) Kolejny zużyty do końca. I kolejny ulubieniec, którego zastępcy cały czas szukam:)
3. Jumpy- kupiłam go...dobre 4 lata temu. I na początku chętnie używałam. Później odszedł w zapomnienia...
4. Miss Sporty- zwykły, bezbarwny. Oszczędzę komentarza:D
5. ??- powiem Wam szczerze, że nie mam pojęcia "co to jest". Zalegał w moim pudełku z lakierami już jakiś czas. Prawdopodobnie (gdy jeszcze nadawał się do czegokolwiek) używałam go do francuskiego manicure.
6. Safari- lubiłam go...przez krótki czas. Połowa zgluciałego lakieru wylądowała w koszu.
7. Miss Selen- służył do paznokci u stóp, bo pasował do sandałów na koturnie:)

PIELĘGNACJA CIAŁA:

1. Isana balsam do ciała- używałam jako balsam oraz do balsamowania włosów (moje niestety nie przepadają za tą metodą). Bardzo fajnie nawilża, ładnie pachnie. No i jest mega wydajny:) Recenzja TUTAJ.
2. Nivea balsam pod prysznic- na początku miałam do nich mieszane uczucia. Polubiłam, gdy pierwszy raz zabrałam na basen. Świetnie nawilża po chlorowanej wodzie. Koniec z uczuciem ściągniętej skóry:) No i oczywiście ładnie pachnie (mój kakao czy tam kokos:)).

ŻELE I PEELINGI:

1. Oriflame Swedish Spa peeling do ciała- bardzo fajny, cukrowy zdzierak. Świetnie nawilżZużyłam go już bardzo dawno temu, ale (jak to zwykle u mnie bywa) odrobinka została w opakowaniu i poszedł w zapomnienie:) Pisałam o nim TUTAJ (ale lepiej tam nie zaglądajcie :D To był początek mojej blogowej przygody:) )
2. Luksja żel pod prysznic- bardzo przyjemny produkt:) W przypadku żeli lubię różnorodność (cały czas w mojej łazience ląduje nowy produkt:)). Ten nie wysusza skóry, dobrze się pieni a to do tego ładnie pachnie. Czego chcieć więcej:)
3. Dusch das żel pod prysznic- mniej więcej to samo co w przypadku Luksji :)

MAKIJAŻ:

1. Miss Sporty- potworek!! Totalny niewypał. Chociaż nie wiem czego ja się po nim spodziewałam. Udało mi się go zużyć w połączeniu z innym, za ciemnym podkładem. I powiem Wam, że jako "rozjaśniacz" sprawdził się ok:)
2. Rimmel Stay Matte- od razu przepraszam za upaćkane opakowanie:) Jeśli chodzi o sam podkład. Bardzo, ale to bardzo go polubiłam. Świetnie (wręcz genialnie) kryje, matuje na bardzo długo. Wiem, że niektórym przeszkadza jego gęsta konsystencja (ja czasami mieszałam go właśnie z potworkiem miss sporty). Poza tym, rewelacja:)
3. Lovely korektor- polubiłam:) Świetny korektor za śmieszne pieniądze (ok. 7 zł). Polecam:)
4. Nivea pomadka do ust- no i znowu nie skrytykuje:)Pomadkę polubiłam za fajne nawilżanie i delikatny kolorek. Trwałością nie grzeszy.

PIELĘGNACJA TWARZY: 

1. Be beauty płyn micelarny- świetnie znany chyba każdej z Was:) I jeden z moich ulubieńców:)
2. Bingo Spa kolagenowe serum do mycia twarzy- jeden z tych produktów, który prawie pusty leżał i czekał aż sobie o nim przypomnę i zużyje do końca. Pisałam o nim TUTAJ.
3. Maść z witaminą A- kolejne opakowanie. O jej wszechstronnym zastosowaniu pisałam TUTAJ.
......................................................................................
Jestem z siebie dumna, że w końcu udało mi się zużyć produkty, które prawie puste zalegały w mojej łazience:) A jak u Was?:) Więcej zużywacie czy kupujecie?:)



Nareszcie mam...:)

...kultową szczotkę Tangle Teezer:)


Ostatecznie zdecydowałam się na wersję Original, ponieważ (jak dla mnie) zdecydowanie lepiej leży w dłoni niż Salon Elite.
Co się stało, że w końcu szczotka znalazła się u mnie?:) W piątek wieczorem dowiedziałam się o promocji w Hebe (29 zł:)) i stwierdziłam, że to idealny zbieg okoliczności:)  Przy okazji odkryłam  Hebe na Borowskiej:) ( do tej pory wiedziałam tylko o tym na Oławskiej). W sobotę rano trafiłam na dwie ostatnie sztuki (na szczęście planowałam pójść na basen, dlatego udało mi się wyjść z domu przed południem :D)

Pierwsze wrażenie? Zdziwił mnie jej rozmiar (myślałam, że jest większa:) ). Pani, z którą rozmawiałam, otworzyła mi pudełeczko, żebym mogła przekonać się, że szczotka bardzo dobrze leży w dłoni. Faktycznie. Nie miałam żadnych problemów, gdy używałam jej po raz pierwszy, zaraz po wyjściu z basenu. To był dla niej bardzo trudny test, bo moje włosy, po chlorowanej wodzie, są strasznie odporne na jakąkolwiek walkę z grzebieniem. Od tego momentu pokochałam ten kawałek plastiku:) Nie mam pojęcia, jak ona to robi, ale bez problemów poradziła sobie z bezbolesnym(!!) rozczesaniem włosów. Genialnie sprawdza się również na suchych włosach. Po prostu ideał:) Nie mam pojęcia, dlaczego tak długo zwlekałam z jej zakupem:)
..................................................................................
Lubicie TT? Czy może wolicie inne szczotki, np. te z naturalnego włosia?:)

Czas na...

...zakupy:) Czas wyprzedaży trwa, ale nie o takich zakupach dzisiaj będzie (chociaż z takich też ostatnio skorzystałam:) ) W ostatnim czasie zdecydowanie więcej kupuje niż zużywam:)  Dzisiaj pokażę Wam to, co ostatnio wpadło w moje łapki:) 


O odżywce Balea przeczytałam u Idalii. A że moja mama akurat była w Niemczech, od razu podesłałam jej link i za kilka dni już była u mnie:) Zakochałam się w niej od pierwszego użycia. I chociaż przeznaczona jest do włosów farbowanych, na tych niefarbowanych (moich:)) sprawdza się genialnie. Na pewno napiszę o niej coś więcej, bo zasługuję na dłuższą chwilę uwagi. Oprócz odżywki przyjechał do mnie regenerujący serum do włosów, również Balea. I kolejny strzał w 10:) Coś niby jedwab, ale nie obciążający włosów i nie tworzący efektu "tłustej" warstwy. Odżywcze, wygładzające...:)


I kolejny gadżet o którym dowiedziałam się u Idalii:) U niej również przeczytałam o promocji w Super-Pharm (-30% na produkty do depilacji). Musiałam skorzystać, bo ten kremik od dawna chodził mi po głowie. Przy okazji skusiłam się na "jagodową muffinkę" Perfecty (tylko gdzie ta muffinka? Albo chociaż jagoda. Chyba potrzebuję czasu, żeby "wyniuchać" w nim te zapachy. Na razie
czuję...piwo!). Pociesza  mnie to, że na wizażu ma same pozytywne opinie.


I znowu Rexona...A do tego peelingujący żel do ciała Marion (o cudownym zapachu kawy!!:)). I  żel pod prysznic Nivea. Ale w tej kategorii moim ulubieńcem w ostatnim czasie jest Dove o zapachu pistacji i magnolii (umknął mi na zdjęciach, więc posłużę się niezawodnym google). Odkąd zagościł w mojej łazience, wszystkie inne stoją i czekają na swoją kolej:)
Oto i on:) źródło:google


Produktów Nivea nie znałam zbyt dobrze (jakoś nie specjalnie przemawia do mnie ta marka). Ale po wypróbowaniu kilku kosmetyków z tej paczuszki (którą dostałam "prywatnie". Nie w ramach żadnej współpracy!), w pewnym stopniu zmieniłam zdanie. Na zdjęciu zabrakło dezodorantu invisible (wersja niebieska).

I w końcu miałam okazję wypróbować, słynny już balsam pod prysznic Nivea. Cudów nie ma, ale bardzo lubię zabierać je na basen. Zestaw miniaturek wraz z mini balsamem do ciała Halle Berry o przepięknym zapachu, również dostałam. W prezencie:)
.....................................................................
Jestem ciekawa Waszej opinii na temat kremu do depilacji pod prysznic Veet. Jeśli używałyście tego cuda, podzielcie się swoją opinią:) Do 14 lipca możecie kupić go w Super-Pharm za ok.20 zł:)


Zużycie kwietniowo-majowe

Aż mi się zrobiło głupio, jak zobaczyłam datę ostatniego postu. Bardzo Was ostatnio zaniedbuję, ale to wszystko spowodowane jest oczywiście SESJĄ!! Przed komputerem spędzam sporo czasu, ale niestety nie na blogu, tylko przy tworzeniu projektów zaliczeniowych (tak, tak. Tyle dobrego, że moje studia nie polegają na wkuwaniu, tylko... kreatywności (??!) przy branding'owaniu stworzonych przez siebie firm). Do tego oczywiście praca i zapominam co to jest "czas wolny".
Dlatego dzisiaj przychodzę do Was z szybkim, śmieciowym postem. Tak więc przedstawiam Wam puste pojemniki z ostatnich dwóch mesięcy.

WŁOSY:

 1. Head&Shouders- mimo wielu niepochlebnych opinii dotyczących negatywnego działania tego szamponu na włosy, przyznam, że nie zauważyłam u siebie ani wysuszania, ani rozdwajania końcówek. Być może dlatego, że nie stosuje go na co dzień, ale tylko od czasu do czasu w ramach zminimalizowania ryzyka łupieżu:)
2. Schauma z Fito-Kofeiną- lubię:) To już kolejne zużyte opakowanie. Nie zauważyłam, żeby nawilżał moje włosy, ale za to działa na przyspieszenie ich wzrostu(!!).

DEO:

1. Adidas Happy Game-  od dezodorantów raczej nie wymaga się zbyt wiele. Ładny zapach i tyle.
2. Adidas cool&care- antyperspiranty to co innego. One mają konkretne zadanie. I przyznam szczerze, że adidas pozytywnie mnie zaskoczył. Dobrze chroni, a do tego bardzo przyjemnie pachnie. Rexona nadal pozostaje numerem 1, ale adidas może ją od czasu do czasu zastąpić:)

TWARZ:

1. Puder Synergen- chyba nie muszę go nikomu przedstawiać:) Dobrze matuje, nie zatyka porów. Może nie jest bardzo trwały, ale za tą cenę i tak sprawdza się świetnie.
2. Maść z witaminą A- moje must have:) Ostatnio najczęściej służy mi do regeneracji ust (słońce nie działa na nie zbyt dobrze)
3. Podkład Gordani Gold- znalazłam go ostatnio w łazience. Nie używałam go bardzo długo, więc wyskrobałam resztki i...masakra! Po przetestowaniu wielu podkładów, całkowicie zmieniłam o nim zdania. Brak jakiegokolwiek krycia, nie wspominając o macie.
4. Podkład Ingrid Cosmetic. Pisałam o nim TUTAJ. Bardzo go lubię, ale wydaje mi się, że latem może okazać się zbyt ciężki. A poza tym po rossmannowskiej promocji mam spory zapas podkładów:) wszystkie możecie zobaczyć TUTAJ:)

MIX:

1. Perfumowany balsam do ciała Jil Sander- genialnie zapach! Gdyby nie to, że dostałam go w prezencie i nie mam pojęcia, gdzie go mogę dostać (raczej gdzieś w Niemczech), na pewno kupiłabym następne opakowanie:)
2. Dezodorant do stóp Feet up- świetny gadżet na lato. Bardzo fajnie chłodzi i do tego przyjemnie pachnie:)
3. Tonik ogórkowy Ziaji- kiedyś nie wyobrażałam sobie bez niego codziennej pielęgnacji. Do czasu odkrycie płynów micelarnych:) Ale ostatnio znowu wpadł do mojego koszyka i od czasu do czasu znowu gości na mojej półce:)
................................................................................

Na koniec MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ:) Tutaj jest link do krótkiej ankiety, która ma mi posłużyć do badań rynku (studia) . Będę wdzięczna za poświęconą minutkę :) Ankieta zamyka się po 50-ciu wypełnieniach. Z góry dziękuję:)

Miłego dnia:)
Buziaki
Astoria:)

Zakupów część dalsza...:)

Ostatnie promocje nie sprzyjały oszczędzaniu:) Ale od teraz koniec! Moja łazienka (choć spora) jest zdecydowanie za mała na taką ilość kosmetyków, jaka się w niej znajduje w tej chwili:)
No ale co bardziej ucieszy kobietę, jak nie kolejna buteleczka lakieru do paznokci :D


Mój ulubiony, lekki kremik Bebe niestety skończył się, a że nie planuje w najbliższym czasie wizyty w DMie, musiałam znaleźć zastępce (przynajmniej jest okazja poznać "coś" nowego). Wybór padła na równie delikatny krem Garnier Hydra Adapt oraz Essentials Hydration na noc. Przyznam, że moja skóra bez problemów je zaakceptowała:) Maseczki Rival postanowiłam wypróbować wszystkie. Podoba mi się w nich sposób użycia (resztki maseczki należy wmasować w skórę, a nie zmyć). Truskawkowa okazała się całkiem przyjemnym czasoumilaczem. Jak będzie z pozostałymi, zobaczymy. Ekspresowe serum Gliss Kur ma być dla moich włosów dodatkowym, odżywczym zastrzykiem. Natomiast mydełko Dove to część dalsza mojego eksperymentu (odstawienie żeli pod prysznic). 


Druga część kolorówkowej promocji Rossmanna. W "drugim etapie" zdecydowałam się na odżywkę Argan Oil Eveline. Nigdy wcześniej nie używałam tego typu specyfików na rzęsy (no poza olejkiem rycynowym :D). Po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii na jej temat mam wobec niej duże wymagania:)
Twist Bourjois marzył mi się od dawna, a że nadarzyła się idealna okazja do zakupu, nie mogłam nie skorzystać:) A żeby nie było mu smutno, wybrałam mu kolegę z Eveline:) Moim zdaniem mają oni najlepsze tusze w tak genialnych cenach.


I trzecia odsłona promocji, czyli lakiery. Insta-Dri to kolejny gadżet, który widniał na mojej chciejliście odkąd przeczytałam o nim u Panny Kokosowej. Dzisiaj użyłam go po raz pierwszy i powiem Wam, że to cudowne uczucie, gdy po 5 minutach możemy wykonywać wszystkie czynności bez obaw o pomalowane pazurki:) Jestem tylko ciekawa, jak sprawdzi się w kwestii przedłużania trwałości.
Nie mogło oczywiście zabraknąć lakierowych nowości. Manhattan kupiłam za, uwaga, 2 złote:) (cena na do widzenia + -49% zrobiło swoje:) ) A brakowało mi właśnie takiego delikatnego różu. Rimmel z nowej kolekcji wpadł mi w oko od razu (właśnie mam go na pazurkach i prezentuje się świetnie). I niezapominajkowy Miss Sporty.

..................................................................................
A jak mają się Wasze portfele?:) Co ostatnio wpadło w Wasze łapki?:)
Życzę miłego i ciepłego weekendu (w niedzielę mam komunię kuzynki i mam ogromną nadzieję, że nie będzie padać:) )

Buziaki Astoria:)

Lawendowy peeling cukrowy od Farmony

Uwielbiam kosmetyki Farmony. Ich kosmetyki charakteryzują się nie tylko genialnym działaniem, ale również genialnymi zapachami.  Dlatego też bardzo ucieszyłam się z propozycji otrzymanej od Pani Beaty z firmy Werner i Wspólnicy. Cudo, które miałam okazję przetestować tym razem to cukrowy peeling do ciała Lawendowe Ukojenie. 

"Nowy peeling cukrowy do ciała krakowskiej FARMONY intensywnie złuszcza martwy naskórek oraz idealnie wygładza ciało. Sprawia, że skóra staje się gładka, jedwabista w dotyku i nawilżona. Kosmetyk pozostawia kojący aromat prowansalskiej lawendy."


Peeling Lawendowe Ukojenie, jak widać na powyższym zdjęciu, zamknięty jest w przeuroczym, szklanym słoiczku z metalową nakrętką. Sztuczny kwiatek dodaje mu niezwykłego uroku:) Niektórzy mogą uznać to za zbędny gadżet, ale dla mnie, jako typowego wzrokowca, dla którego wygląd produktu ma istotny wpływ jest to miły dodatek.
Jak pisałam na wstępie, uwielbiam Farmonę za genialne mieszanki zapachów. Tutaj było troszkę inaczej. Aromat lawendy w tym wydaniu nie za bardzo przypadł mi do gustu. W słoiczku nie czuć jej praktycznie w ogóle, natomiast na skórze jest już troszkę lepiej. Mimo wszystko nie przeniosłam się do Prowansji.


Konsystencja peelingu jest bardzo gęsta, zwarta. Mimo to bardzo dobrze rozprowadza się na skórze. Drobinki ścierające są duże, przez co peeling genialnie złuszczają martwy naskórek.
Po użyciu na skórze zostaje tłusta warstewka, przez co nie jest konieczne użycie balsamu. Ale ale...Efekt ten zawdzięczamy parafinie w składzie. Wiem, że niektóre z Was jej bardzo nie lubią. mi osobiście ona w ogóle nie przeszkadza. Poza tym znajdziemy tam perełki takie jak olej lawendowy, drobinki orzechów macadamia czy też masło shea.


Jak dla mnie jest to kolejny genialny produkt Farmony o świetnym działaniu. Jednak wydaje mi się, że przygoda z tym peelingiem będzie jednorazowa, ze względu na zapach, który nie przypadł mi do gustu (pierwszy raz!!:) ). Ale dzięki temu będę mogła wypróbować kolejne zdzieraki firmy:)


Peeling możecie kupić m.in. na stronie producenta farmona.pl/ za ok. 26 zl

Haul z ostatnich dni:)

Odkąd zmieniłam pracę,  moje zakupy wyglądają nieco inaczej niż wcześniej. Praktycznie codziennie przynoszę (przy okazji pobytu w Rossmannie :D) coś nowego:) Uwierzcie, że ciężko jest oprzeć się wszystkim nowościom i (moim ulubionym) cenom na do widzenia:)
Ale później trzeba to wszystko zebrać i cyknąć fotkę, a to już nie jest takie łatwe. No bo wiecie...pogoda nie taka, albo czasu brakuje, A jak już trafiam na słoneczko to zazwyczaj pomijam większość rzeczy...(chociaż ostatnio robię postępy i staram się nie przynosić codziennie po dwie rzeczy, tylko hurtowo:) )
Dlatego dzisiaj postaram się pokazać Wam wszystko, co trafiło w moje łapki w ostatnim(niedalekim) czasie.

Rexona Rexonom, ale istnieją też inne antyperspiranty. Po Adidasie postanowiłam dać szanse Garnier'owi. I powiem Wam, że sprawdził się lepiej niż jego poprzednik, ale dalej nie tak dobrze, jak wspomniana wcześniej Rexona:) No i puder Lovely, któremu nie mogłam się oprzeć (na zdjęciu nie widać jego struktury, ale chyba każda wie, jak to cudo wygląda:) ) Recenzja niebawem.

Do czasu odkrycia cudownego działania płynów micelarnych, tonik ogórkowy z Ziaji był moim numerem 1. Teraz kupiłam go chyba z przyzwyczajenia. Cień z Essence ma kolor kości słoniowej (czego na zdjęciu za bardzo nie widać:). To taki mały koszmarek o strasznej pigmentacji, ale gdy nakłada się go paluchami, to można uzyskać w miarę ciekawy, naturalny efekt. No i  najważniejszy zakup w ostatnim czasie, czy kultowy już (a przeze mnie dopiero odkryty) Carmex. Pokochałam go, jak większość z Was, chociaż historia tej miłości jest bardzo burzliwa:) Szczegóły niebawem:)

Kolejna buteleczka płynu micelarnego z Biedronki, którego nie może zabraknąć w mojej łazience:)
I cudowny krem do rąk z aloesem. Jest na prawdę genialny! Dostałam go od mamy (która przywiozła go niestety z Niemiec).

I kolejne kremy do rąk z Niemiec. Zwyklaczki o genialnym działaniu. Moja mama dostała je jako gratis podczas zakupów w aptece. Tego nieco większego pana na pewno większość z Was zna:) Kremik Garnier okazał się strzałem w dziesiątkę, chociaż po incydencie z jego czerwonym bratem podchodziłam do niego nieco sceptycznie. A na koniec prawdziwa perełka, czyli peeling Farmona, który otrzymałam w ramach współpracy z firmą Werner i Wspólnicy. Następny post będzie recenzją właśnie tego cuda, więc zapraszam:) 

I (jeszcze gorący) zestaw :) Korzystając z promocji na rossmann'owskie -49% spełniłam chyba wszystkie swoje "widzimisie" jeśli chodzi o podkłady:) Brakuje tylko Better Skin, ponieważ za nic nie mogłam dobrać odpowiedniego koloru. Jego miejsc zajął Match Perfection. Max Factor'a złapałam w ostatniej chwili, pod wpływem zachwytów mojej przyjaciółki. I Manhattan. Nie mogłam zdecydować się na kolor, więc wzięłam dwa, dosyć podobne odcienie. Rose Beige sprawdzi genialnie, jak tylko moja buzia nabierze troszkę kolorku od słońca:) Aaa...i jeszcze korektor w pisaku Lovely. Na zapas:)
.........................................................................................
A jak Wasze zakupy?:) Zwłaszcza te z aktualnej promocji Rossmanna:) 
Trzymajcie się cieplutko
Buziaki
Astoria:):*

Nafta kosmetyczna z witaminami A+E

Witajcie po dłuższej nieobecności.
Może inaczej...witajcie po NAJdłuższej przerwie w historii bloga ;/ Wszystko przez nawał pracy, szkoły, masy projektów (w ostatnim czasie "założyłam" chyba z pięć firm...zachciało się studiowania brandingu :/) Mam masę zaległości...które postaram się nadrobić:) Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie:)
Zacznę od recenzji nafty kosmetycznej firmy Anna, którą jakiś czas temu otrzymałam w ramach współpracy z firmą Werner i Wspólnicy.  Spośród bogatej gamy produktów, otrzymałam wersję z witaminą A+E. Oprócz niej firma proponuje warianty z:
*olejkiem rycynowym, 
*aloesem, 
*sokiem z pokrzywy, 
*czarną rzodkwią, 
*biopierwiastkami
Czym wyróżnia się moja wersja? Producent pisze, że: "Działa przeciwłupieżowo. Sprawia, że włosy stają się łatwiejsze w rozczesywaniu. Na skutek działania NAFTY KOSMETYCZNEJ ANNA z witaminami A+E z atomizerem włosy odzyskują blask, witalność, są zregenerowanie, odżywione oraz lśniące". Jak stosować? Wystarczy rozpylić naftę bezpośrednio a włosy, 10 minut przed myciem. Można stosować ją również jako maskę. Wystarczy wymieszać 3 łyżeczki nafty z żółtkiem, nałożyć na włosy i po 10 minutach dokładnie zmyć. 


Ja stosowałam ją bezpośrednio na włosy. Dzięki atomizerowi nie ma problemów z aplikacją (czego bardzo nie lubię w przypadku innych naft). Jednak najlepiej rozpylać ją nad wanną. W innym przypadku będziecie miały upaćkaną całą podłogę i wszystko dookoła :) 
Jej cechą charakterystyczną jest niewątpliwie zapach. Moja mama stwierdziła, że "pachnie" dieslem (jak na stacji benzynowej). Mi to jednak w zupełności nie przeszkadza:)
Przed pierwszym użyciem obawiałam się, że będę miała ogromny problem ze zmyciem produktu (tak było w przypadku innych tego typu produktów). Jednak wystarczyło dwukrotne mycie ( w moim przypadku zazwyczaj była to schauma z fito-kofeiną albo gliss kur milion gloss i ultimate repair).
Jeśli chodzi o kwestię najważniejszą, czyli działanie. Włosy miały być miękkie, lśniące, odżywione....
Moje włosy nie zareagowały aż tak optymistycznie. Fakt, stosowanie nafty nadało im blasku, jednak nie zauważyłam, żeby były bardziej zregenerowane czy miękkie. Co więcej... po użyciu nafty włosy były szorstkie, ciężkie do rozczesania. Jednak drugiego dnia nie wyglądały tak, jak zwykle. Zazwyczaj nadawały się wyłączenie do związania w kucyk. A tutaj niespodzianka...Spokojnie mogły zostać rozpuszczone:) Jednak nadal źle się rozczesywały, plątały. Mimo to...dobrze układały...Nie puszyły, nie tańczyły każdy w inną stronę. Dziwne? No troszkę:) 
Jeśli chodzi o regenerację...na to potrzeba czasu:) Więc nie zostaje mi nic innego, jak nadal stosować naftę i czekać na rezultaty:) Jednak następnym razem zdecyduję się na wersję z sokiem z pokrzywy:) Być może w tym przypadku uda mi się uniknąć plątania i szorstkości.

Naftę kosmetyczną firmy Anna można kupić w drogeriach na terenie całego kraju. Kosztuje ok. 10 zł
Strona producenta:  www.pphanna.pl
Zapraszam również na funpage'a New ANNA Cosmetics: KLIK.

...........................................................................................
Stosujecie naftę? jaki wpływ ma na Wasze włosy?:)
Przy okazji zapraszam Was do polubienia mojego funpage'a:) KLIK KLIK KLIK :)

Buziaki
Astoria:)

Podsumowanie wishlisty jesienno-zimowej


Ten rozdział uważam za zamknięty, więc czas na małe podsumowanie.
Do dzieła:)
 


1. Buty Nordic Diverse- kupiłam. Z wielką radością i zachwytem "jakie to one wygodne" nosiłam miesiąc. Po tym czasie rozkleiły się na obu "czubkach". Złożyłam do reklamacji. I tu zaczyna się osobna historia, bo reklamacja w tym sklepie to istna paranoja. Najpierw 2 tygodnie czekałam na decyzję. Gdy już otrzymałam wiadomość sms-em, że buty zostały "zakwalifikowane" do naprawy miałam nadzieję, że cała reszta będzie kwestią 3 dni (tak zostałam poinformowana w sklepie). Czekałam następne dwa tygodnie. I to jeszcze nie koniec!:) Dzień przed końcem owego miesiąca, który firma dała sobie na "rozpatrzenie" reklamacje otrzymałam kolejną wiadomość o zmianie decyzji reklamacji. Miałam zgłosić się do sklepu po odbiór nowych butów (nie mam pojęcia dlaczego). Ale nie wnikajmy bo to jeszcze nie koniec:) Poszłam i ostatecznie otrzymałam informację, że od lekko zakłopotanego pana, ze nie mają owych butów w sklepie i muszą mi oddać pieniądze. I tyle nacieszyłam się z owych butów.
2. Rękawiczki bez palców- mam, ale ostatecznie zdecydowałam się na brzoskwiniowe z Reserved.
3. Kubek termiczny- odechciało mi się:)
4. Woski YC- kupiłam kilka sztuk, ale przerzuciłam się na świeczki (air wick z tymi śmiesznymi kulkami w środku są genialne :D)
5. Sweterków, bluzeczek i innych części garderoby nabyłam w ostatnim czasie sporo, więc punk uważam za odznaczony:)
6. Może nie olbrzymią, ale bardzo praktyczną, pojemną i ładną torbę s.Oliver dostałam na gwiazdkę:)
7. Kalendarz to rzecz niezbędna. W tym roku zdecydowałam się na nieco mniejszy i cieńszy, w kolorze  (żeby zaoszczędzić mi
8. Gumkę do koka kupiłam wczoraj, ale jakoś nie za bardzo radzę sobie z jej obsługą:)
9. ...Nokia Lumia 520:)
10. Tangle teezer- uwierzcie mi, że od tygodnia ją zamawiam:) Ale wycofuje się w ostatniej chwili:) Jakoś nie mogę przekonać się, w jaki sposób kawałek plastiku może działać "cuda". Może Wy mi to wytłumaczycie :)
11. Jakoś nie trafiłam na taką, która spełniłaby moje oczekiwania. Takie rzeczy chyba najlepiej dostaje się w prezencie:)
12. Wszystko uporządkowane:) Kosze i koszyczki są:)
..................................................................................................

Moja jesienno-zimowa wishlista prawie w 100% została spełniona:) Kubek termiczny  uznałam z rzecz zbędną, na bransoletkę czekam (:D), a tangle teezer na pewno lada dzień trafi do mnie:)
..................................................................................................
Dzisiaj tłusty czwartek:) Przyznać się, ile pączków pochłonęłyście :D
Udanego weekendu
Astoria:):*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...